Nauczył pływania kilka tysięcy dzieci. Założył Uczniowski Klub Sportowy Delfin Jastarnia. Trener w pływaniu opowiedział o swojej wieloletniej karierze w klubie, który obchodzi w 2018 roku 15-lecie. Poznajmy Marka Ogiełłę.
- W jaki sposób odkrył pan w sobie pasję do tak niszowego sportu jak pływanie w płetwach?
- Występuje ogromny problem z właściwym nazewnictwem tej dyscypliny sportu. Jesteśmy członkiem Polskiego Związku Płetwonurkowania, przez co jesteśmy przydzielani do turystyki podwodnej, a nie do sportu. Taki stan rzeczy negatywnie wpływa na rozdzielanie środków. Sposobem na rozwiązanie tego problemu jest zmiana nazwy Związku, która miałaby odnosić się do pływania szybkiego w płetwach. Kiedy burmistrzem Jastarni był Mieczysław Struk, dyrektorem szkoły podstawowej Adam Drzeżdżon, a dyrektorem hotelu Neptun Adam Krupa, pojawił się pomysł, aby wykorzystać morski charakter Jastarni i nauczyć dzieci pływać. Dzięki dobrej woli wspomnianych osób zaczęło się dziać coś pozytywnego. Zostałem zatrudniony jako nauczyciel pływania. Korzystaliśmy darmowo z basenu zlokalizowanego w hotelu Neptun, a burmistrz zapewnił transport z Jastarni do Juraty. Przez trzy lata uczyłem dzieci pływać. Pomyślałem, że skoro tak dużo dzieci umie pływać, to trzeba je jakoś zagospodarować. Wówczas podjęliśmy decyzję, że zakładamy klub pływacki, ale na naszym terenie nie było basenu 25-metrowego. Żeby nie zniechęcić młodzieży do uprawiania sportu, musieliśmy znaleźć dyscyplinę, która dawałaby szansę na rozwój i jednocześnie uwzględniała nasze ograniczenia obiektowe. Skonsultowałem się z osobami znającymi specyfikę tej dyscypliny i w ten sposób zrodziło się moje zainteresowanie pływaniem w płetwach. W większości członkami naszego klubu były dziewczyny, gdyż chłopcy częściej wybierali siatkówkę, która również prężnie się wtedy rozwijała.
- Na czym polega różnica pomiędzy pływaniem w płetwach a pływaniem klasycznym?
- Sprawa jest dość prosta, żeby pływać w płetwach trzeba nauczyć się pływać wszystkimi czterema stylami. To jest podstawa. 60% treningu stanowi pływanie klasyczne. Kształtowanie cech motorycznych i wydolnościowych jest dokładnie takie same. Różnica polega na tym, że pływając w monopłetwie pracujemy tylko nogami i tułowiem, rąk praktycznie nie używamy. Ponadto zawodnik musi być wyposażony w rurkę oddechową, czołową i w monopłetwę, którą ludzie często porównują do ogona syrenki.
- Co uznałby pan za swój największy sukces w pracy trenerskiej?
- Największym moim sukcesem jest to od czego wyszedłem. Bezpieczeństwo dzieci nad wodą. Rodzice w wakacje są bardzo zapracowani i nie mają zbytnio kontroli nad pociechami. Przez prawie dwadzieścia lat na Półwyspie Helskim nauczyłem pływać kilka tysięcy dzieci. Sukcesem sportowym jest to, że udało się wyłowić kilka „perełek”, które zostały zagospodarowane dla sportu. Od drugiego roku funkcjonowania klubu aż do dziś mamy w swoich szeregach reprezentantów Polski.
Trener z medalistą w pływaniu w płetwach
- Na przestrzeni lat funkcjonowania klubu wychował pan sobie następców, gdyż pana byli zawodnicy są obecnie trenerami. To chyba najlepszy dowód dobrze wykonanej pracy?
- Czas leci, człowiek jest coraz starszy. Wartościowe jest to, że poprzez swoją postawę trenerską pokazałem, że można w tym wszystkim znaleźć trochę przyjemności. To także sposób na życie. 80% moich byłych zawodników ma uprawnienia ratownika wodnego. Potrafiłem zaszczepić w nich bakcyla do uprawiania sportu i do prowadzenia aktywnego trybu życia. Cześć zawodników studiuje lub jest absolwentami AWF-u. Pływanie to jest podstawa wszystkiego, dlatego korzystając z warunków, wielu moich byłych podopiecznych zajmuje się pracą związaną z wodą, np. prowadząc szkolenia żeglarskie, do których mamy znakomite warunki.
- Jedna z pana zawodniczek kontynuuje karierę seniorską. Jak prowadzi się zawodnika o klasie mistrzowskiej?
- Jako trener jestem człowiekiem bardzo wymagającym, oschłym. Sport wymaga wyrzeczeń, samodyscypliny oraz zawierzenia swojemu trenerowi, że droga, którą wytyczył jest właściwa i doprowadzi do celu. Dobrym przykładem jest Agata Struck, która przyszła do mnie po nauce pływania. Losy były przeróżne. Wylała wiele łez, usłyszała ode mnie wiele cierpkich słów. Niejednokrotnie się kłóciliśmy, ale efekt tego jest taki, że Agata może pochwalić się międzynarodowym certyfikatem klasy mistrzowskiej. Na mistrzostwach świata juniorów trzykrotnie zakwalifikowała się do ścisłego finału. Podobne rezultaty osiąga już jako seniorka. Niewiele brakowało, aby wystartowała w Igrzyskach Sportów Nieolimpijskich - World Games, które w tym roku odbyły się we Wrocławiu. O braku jej powołania do reprezentacji zdecydowały względy pozasportowe. Oboje bardzo to przeżyliśmy, ale jest to bodziec do jeszcze cięższej pracy przed kolejnymi Igrzyskami. Agata może służyć jako przykład dla młodszych zawodników.
- Jest pan trenerem bardzo doświadczonym. Jak zmieniło się podejście dzieci do sportu na przestrzeni tych wielu lat?
- Dla mnie i dla moich kolegów porażką był brak powołania do reprezentacji szkoły. Dziś tak się czasy zmieniły, że wielu młodych ludzi uważa, że reprezentowanie szkoły to jest wstyd. Jednocześnie jestem pełen podziwu dla tych młodych ludzi, którzy przychodzą do mnie na treningi i ciężko pracują.
- Skąd, pomimo upływu lat, czerpie pan energię do dalszej pracy?
- Najważniejsze, że wciąż znajduje się młodzież, która ma ochotę na ciężką pracę. Poprzez sport dzieci uczą się współpracy w grupie, zawierają nowe przyjaźnie. Skoro chcą przychodzić do mnie to znaczy, że robię to w miarę dobrze. Dla mnie jest to sposób, żeby wciąż czuć się młodym i nie mieć czasu na starzenie się, bo nadal mam wiele do zrobienia.
- Jakie jest pana zawodowe marzenie?
- Marzeniem każdego trenera jest to, aby jego zawodnik wystąpił w Igrzyskach Olimpijskich. Dla nas takimi Igrzyskami są wspomniane wcześniej World Games. Mam nadzieję, że Agacie lub innemu mojemu zawodnikowi uda się w przyszłości wziąć udział w tych zawodach.
Rozmowę przeprowadził Oskar Struk z MOKSiR Jastarnia.
fot. facebook.com
Wywiad został opublikowany w gazecie Ziemia Pucka.info - grudzień 2017