Dopełnieniem obecności środowiska sportowego w naszym cyklu jest rozmowa z Arkadiuszem Dettlaffem – trenerem sekcji koszykówki w szkole podstawowej w Jastarni. Pytania stawia Oskar Struk z MOKSiR Jastarnia.
- W jaki sposób odkrył Pan w sobie pasję do koszykówki?
- Trzeba zacząć od innych moich zainteresowań sportowych, które narodziły się w szkole podstawowej. Wówczas prowadził mnie pan Augustyn Hadas i to on zaraził miłością do sportu. Początkowo uprawiałem lekkoatletykę w klubie LKS Puck. Potem przejął mnie trener Płomień, czyli legenda naszego powiatu w tej dyscyplinie i wówczas skupiłem się na rzucie oszczepem. Dzięki temu ukończyłem Akademię Wychowania Fizycznego. Koszykówka pojawiła się w momencie rozpoczęcia transmisji meczów NBA w telewizji. Zarwałem noce, żeby je oglądać, a rano musiałem iść do szkoły. Ważne było również to, że mój najmłodszy brat był zawodnikiem Trefla Sopot i osiągał sukcesy na poziomie juniorskim.
- Jak podbudowa lekkoatletyczna pomogła Panu w treningach koszykarskich?
- Lekkoatletyka jest bazą dla wielu gier zespołowych, gdyż są oparte na bieganiu, natomiast w siatkówce wykorzystuje się skoczność. W koszykówce cechy motoryczne są niezwykle ważne. Zresztą, zawodnicy na najwyższym poziomie mają swoich trenerów od przygotowania motorycznego i szlifują te elementy. Muszą być skoczni, wytrzymali.
- Jak doszło do reaktywacji sekcji koszykówki w szkole w Jastarni?
- Sekcja koszykówki wiąże się ze szkolnym kołem sportowym, które istniało, jak zaczynałem pracę. Później zabrakło na to pieniędzy w budżecie państwowym. Jednak dzięki przychylności dyrekcji szkoły czy urzędu miasta udawało nam się to realizować. Trwa to już 15 lat i przynosi wymierne efekty. Osoby, które jako pierwsze korzystały z tego programu, teraz są już dorosłe i nadal rekreacyjnie grają w koszykówkę. To był właśnie ten cel: zarazić dzieci pasją do sportu. Kontynuujemy działania programu „Mały mistrz” i ze względu na wygaszanie gimnazjów, skupiamy swoją energię na szkole podstawowej. W tym roku utworzyliśmy klasę usportowioną, która liczy 21 osób. Ma ona rozszerzoną liczbę godzin zajęć sportowych po to, żeby dzieci zdobyły umiejętności różnych gier zespołowych.
- Jakie nadzieje wiąże Pan z tym projektem?
- Główne szkolenie prowadzimy na zajęciach wychowania fizycznego, to osiem godzin, dlatego można poświęcić parę godzin więcej na dyscyplinę kierunkową. Potem mamy dwie godziny Szkolnego Klubu Sportowego. Docelowo dzieci mają możliwość korzystania z dziesięciu godzin w tygodniu. Frekwencja jest dosyć spora. Najważniejsza jest możliwość rywalizacji, co motywuje do pracy. Stworzyliśmy ligę, w której uczestniczą trzy szkoły, może dołączyć czwarta. Każda z nich ma być raz gospodarzem turnieju. Później podsumujemy wyniki. Turniej finałowy planujemy rozegrać w czerwcu w Jastarni. Ostatnio w turnieju uczestniczyło dziesięć drużyn, w tym dwie złożone z dziewcząt. Łącznie gościliśmy ok. 50 młodych adeptów koszykówki.
- Jaki element szkolenia młodzieży uważa Pan za najważniejszy?
- Początkowo należy sprawić, żeby dzieci bawiły się sportem. Z tego grona można wyłonić osoby, które mają predyspozycje do bardziej profesjonalnego uprawiania sportu. Kolejny problem stanowi fakt, że piramida szkolenia jest „postawiona na głowie”. Uważam, że najlepsi trenerzy powinni pracować na najniższym szczeblu, gdyż tam mogą dzieci najwięcej nauczyć. Na szczeblu zawodowym koszykarz jest już ukształtowany i tam proces szkolenia przebiega na trochę innych zasadach.
- Jak na przestrzeni ostatnich kilkunastu lat zmieniło się podejście dzieci do uprawiania sportu?
- Na pewno alternatyw spędzania wolnego czasu jest dużo więcej. Dawniej było nią przede wszystkim boisko, ale myślę, że nie jest tak źle z podejściem do sportu. Dzieci zawsze będą miały potrzebę, żeby się „wyszaleć”. To nie jest do końca tak, że im się nie chce. Problem często polega na tym, że nie chce się dorosłym, nawet w szkołach. Naszą rolą jest zachęcić najmłodszych do uprawiania sportu, a odzew zazwyczaj jest pozytywny.
- Co należy zrobić, aby koszykówka zyskała na popularności wśród młodzieży?
- Ważne jest, aby koszykówka była ogólnodostępna w telewizji. Kolejnym bodźcem do rozwoju dyscypliny jest sukces reprezentacji. Pokazały to, chociażby osiągnięcia siatkarzy czy piłkarzy ręcznych.
- Jastarnia ma swojego koszykarskiego idola – Adama Łapetę, którego przykład może być inspiracją dla młodych zawodników…
- Przypadek Adama Łapety jest podobny do historii Marcina Gortata, czyli naszego jedynaka w NBA. Obaj dość późno zaczynali przygodę z koszykówką, Jako zawodnicy wysocy, występują na specyficznej pozycji, Adam musiał wykazać się determinacją, dodatkowo zapewne trafił na wartościowych ludzi, którzy nauczyli go wielu rzeczy. To, że wybił się z Jastarni jest jego ogromnym sukcesem.
- Skąd czerpie Pan tyle pozytywnej energii do działania?
- Szkoła funkcjonuje według określonego cyklu. Co jakiś czas trafia się zdolniejszy rocznik. Najważniejsza jest chęć dzieci do uprawiania sportu. To mnie napędza do działania. Zawsze chętnie dziele się swoją wiedzą. Cały czas jest to fajna zabawa.
- Jakie jest Pana marzenie związanie z koszykówką?
- Sportowo trudno będzie nam rywalizować z ośrodkami, które specjalizują się w szkoleniu młodzieży w naszym województwie. Moim głównym celem jest zarażanie dzieci pasją do koszykówki. Mam nadzieję, że będzie to dla nich sport na całe życie.
Wywiad został opublikowany w gazecie Ziemia Pucka.info - kwiecień 2018